Empatia bez stawiania granic to AUTODESTRUKCJA
Temat, który od lat wraca do mnie jak bumerang.
Temat wszystkich wrażliwych i wysoko wrażliwych, temat dzieci ratujących swoich rodziców, a w przyszłości partnerów, przyjaciół, znajomych, w dwóch słowach - całego świata.
Temat osób empatycznych, którym ta cecha szkodzi, zamiast służyć - staje się bowiem autodestrukcyjna, gdy w akcie współodczuwania zaciera się umiejętność postawienia zdrowych granic.
Temat, który czasem się sączy i po cichu wylewa, a niejednokrotnie wybija jak szambo. Co się musi stać, żebyśmy powiedziały dość? Jak długo można bez szkody dla samej siebie przedkładać cudze problemy ponad swoje i.. czy w ogóle można?
O tym dziś, ruszajmy.
Na początek jednak kilka pytań - daj sobie czas do namysłu, bądź ze sobą szczera.
Ile razy zdarzyło Ci się komuś pomóc, zaangażować w trudną rozmowę, zrezygnować z czegoś lub zdecydować na coś, mimo że nie miałaś na to ochoty?
Jak często słuchasz narzekania innych osób, nie umiejąc zakończyć ich wywodów, mimo że jesteś już na skraju wytrzymałości i źle się z tym czujesz?
Czy zdarzyło Ci się zaangażować w problemy zupełnie obcych osób, które na przykład na ulicy zaczęły opowiadać Ci swoją trudną historię?
A może jesteś znana w towarzystwie jako ekspertka porad sercowych i każdy może w dowolnym momencie zwrócić się do Ciebie, bo "zawsze coś doradzisz"?
A co z rodziną? Czy to właśnie ty jesteś bohaterką, do której każdy zwraca się o pomoc i oczekuje, że ją otrzyma, a ty potulnie szukasz rozwiązań, działasz, rzucasz to, czym aktualnie się zajmujesz i pędzisz na ratunek?
Zachęcam Cię do zapisania odpowiedzi i refleksji, które się pojawią. Być może myślisz o swojej nieograniczonej empatii jako o czymś wspaniałym i hojnym - ja tak myślałam. Ba! Byłam dumna z tego, że ludzie zwracają się do mnie o pomoc, ufają mi, dzielą się swoimi problemami, uważają mnie za tak mądrą i dobrą! Tak naprawdę jednak chodziło o to, żeby zasłużyć sobie na miłość, czyli najprościej mówiąc, przebijał się w ten sposób skrypt dziecka, które tak bardzo pragnie zostać ukochane, zauważone i zaakceptowane, że poświęci swoje potrzeby, swój czas, uwagę, na rzecz innych. Kolejną sprawą, która determinuje takie zachowania jest silne poczucie winy, mające swoje źródło w dzieciństwie. Jedno to chęć ratowania i poczucie sprawczości, wyższości nad innymi (w tym aspekcie), a drugie to poczucie, że zawiodę jeśli się nie zgodzę: czuje się winna i odpowiedzialna, bo:"będę złą osobą, jeśli nie pomogę"
Mając zatem w tle nieukochane wewnętrzne dziecko, poczucie winy i inne trudne kule u nogi, cieżko jest mówić o zdrowej empatii, która wówczas jest naturalnie sprzężona ze stawianiem granic i umiejętnością zadbania o siebie.
Dopóki tego nie zauważymy, będziemy wciąż, bez końca doświadczać sytuacji, w których inni ludzie będą wchodzić nam na głowę -są to po prostu lekcje, po to by nauczyć się stawiać granice i mądrze wykorzystywać swoje wewnętrzne zasoby.
Czy to zatem wina tych ludzi? Czy powinniśmy się od nich odciąć? Nie! Nie chodzi tu o niczyją winę. Z reguły jest to obustronna gra - ratownik przyciąga ofiarę, która potrzebuje wybawienia - i na odwrót. To, co jest istotne to zauważyć ten skrypt i zacząć z nim pracować - w procesie psychoterapii lub jeśli czujemy się na siłach - zacząć od autoterapii, prowadzenia dziennika, czytania poradników i książek psychologicznych i wprowadzania zmian w sposobie myślenia i reagowania.
Z czasem, gdy zaczniemy stawiać granice i przestaniemy wchodzić w rolę ratowników, pewne relacje samoistnie się rozpadną lub przetransformują.
Musimy też pamiętać, że wszelkie autodestrukcyjne działania mogą prowadzić do autoagresji - nieskontaktowana złość związana z ciągły przekraczaniem granic przez innych skutkuje chorobami autoagresywnymi (jak Hashimoto), ale też poważnymi zaburzeniami na tle psychicznym - depresją, nerwicą, stanami lękowymi. Jeśli więc cierpisz na schorzenia psychosomatyczne, szczególnie przyjrzyj się tym tematom w swoim życiu: empatia, granice, niewyrażona złość.
Nie da się żyć w zdrowiu i harmonii, przedkładając cudze potrzeby ponad swoje, to nie kończy się dobrze.
To, co w moim odczuciu jest doskonałym pierwszym krokiem, to zapoznanie się z książką Paula Blooma "Przeciw empatii. Argumenty za racjonalnym współczuciem".
Paul Bloom mówi bowiem, że:
"Empatia: zdolność powszechnie uważana za dar - do patrzenia na świat oczami innych, do odczuwania tego co inni czują. Łatwo zrozumieć dlaczego tak wielu ludzi uważa empatię za potężną siłę, działającą na rzecz dobra i przemiany moralnej. Łatwo pojąć, dlaczego tak wielu ludzi sądzi, iż jedyny problem z empatią polega na tym, że jest jej w nas za mało.
Też w to wierzyłem.
I już nie wierzę.
Empatia ma swoje zalety. Może być potężnym źródłem przyjemności związanej ze sztuką, wyobraźnią i sportem, może być też cennym aspektem związków intymnych.
Ale na ogół jest złym doradcą moralnym. Uzasadnia głupie oceny i często motywuje nas do obojętności i okrucieństwa. Może prowadzić do irracjonalnych i niewłaściwych decyzji politycznych, niszczyć niektóre ważne relacje, na przykład między lekarzem a pacjentem, rodzicami, mężami i żonami.
Występując przeciw empatii nie twierdzę, że powinniśmy być egoistyczni i niemoralni. Wręcz przeciwnie. Uważam, że jeśli mamy być dobrymi ludźmi, którzy troszczą się o innych, to lepiej wyjdzie nam to bez empatii."
Komentarze
Prześlij komentarz